Od 1 maja minęło już trochę czasu a pierwszy szczupak pozostawał nieuchwytny.
W miejskim zbiorniku mimo licznych prób na przeróżnych przynętach zakończyło się na kilku spiętych sztukach i dwóch straconych blachach.
Będą ostatnio nad jeziorem, gdzie na spławik nie działo się nic a jedyne co było słychać to śmiech przepływających obok kładki, w krystalicznie czystej wodziej linów. Te prosiaczki również nie były zainteresowane żerowaniem, ze względu na zbliżające się tarło.
Po przesiedzeniu połowy dostępnego czasu bez jakichkolwiek efektów wyciągnąłem z pokrowca wędkę, która nie widziała jeszcze wody - Mikado Bixlite 2-9g. Do tego dołożony kołowrotek Dragon Invader w rozmiarze 2000. Taki mam fetysz, że lubię jak zestawy są dopasowane kolorystycznie.
Na cieniutki wolfram poszedł wirujący ogonek, też od Mikado, w jaskrawo żółtym kolorze.
Kilka rzutów wokół kładki i przy jednym z nich, tuż obok starej drewnianej konstrukcji na której stałem w przynętę uderzył nieduży szczupak. Dwa szybkie ruchy i po ułamku sekundy obaj uczestnicy zajścia popłynęli w przeciwnych kierunkach.
Zachęcony tym zdarzeniem wsiadłem na łódkę i dając się nieść lekkiemu powiewowi rzucałem gdzie się dało i gdzie miało to jakiś sens.
Po jakimś czasie ciągnąc twisterka Mikado poczułem opór. Niestety brak doświadczenia daje o sobie znać i myśląc że to kolejny z niezliczonych zaczepów o roślinność lekko szarpnąłem wędziskiem. Wędka wycieła się, kilka ruchów korbką nad tafle wody wyskoczył wyglądający na wymiarowego szczupak z przynętą w pysku. Niestety wylądował już odpięty. Tego dnia miałem jeszcze dwie sytuacje gdzie prowadzona przynęta zainteresowała szczupłego ale rezygnowały one w ostatniej chwili z ataku. Wyprawa zakończona na pusto.
Kilka dni później nadarzyła się okazja, żeby myknąć ponownie nad jezioro na kilka godzin. Tym razem uzbroiłem się w pokaźny zapas przynęt, cięższy spinning, grubsze wolframy oraz atraktor Trapera nastawiłem się od razu na szczupaka. Zacząłem od nurkującego woblera zakupionego za kilka złotych na Alliexpress. O dziwo dosyć szybko zainteresował się nim mój cel ale kontakt był zbyt krótki. Wobler co prawda pracuje bardzo ładnie, ma grzechotkę ale jest ciężki w prowadzeniu. Stawia duży opór, co dla takiego adepta jak ja jest sporym problemem i utrudnia wyczucie brania. Mijały kolejne godziny, kolejne przynęty wędrowały na przypon i do pudełka.
Czas jaki mogłem poświęcić na tą wyprawę powoli dobiegał końca a upragnionej zdobyczy nadal nie było. Zrezygnowany zacząłem kierować się w stronę miejsca gdzie zostawiam łódkę cały czas obrzucając okolicę. Nagle zobaczyłem że za przynętą płynie szczupak, momentalnie przyśpieszył i złapał twisterka. Tym razem zaciąłem pewnie dokładnie widząc atak - urok tego jeziora. I tak oto w podbieraku wylądował mój pierwszy samodzielnie złowiony szczupak. Maluszek ale radość była ogromna - przynęta połknięta tak, że ogon wystawał skrzelami a sam okaz mierzył 35cm. Rozwieracz, szczypce i kolega wrócił do wody. Wracając na miejsce cumowania były jeszcze dwa okazy które w ostatniej chwili rezygnowały z ataku ale cel wyprawy został spełniony. Personal best - 35cm będzie prosty do pobicia. Z niecierpliwością czekam na kolejną wyprawę.