Na majowe otwarcie sezonu czekam bardziej niż przedszkolak na gwiazdkę. Pod koniec kwietnia przynęty w moich pudełkach są ułożone pod linijkę, alfabetycznie, kolorystycznie, wagowo, zapachowo, gatunkowo i w kolejności w jakiej będę posyłał je do wody.
Na ostatnie godziny przed 1 Maja mój organizm przestaje funkcjonować i nie muszę już jeść, nie muszę pić, nie musze spać... chcę tylko wędkować...
Domyślam się, że wielu z Was czuje dokładnie to samo ;) Bez względu na to czy jesteśmy obłowieni pstrągami po uszy, czy nie trzymaliśmy spinningu w ręku od końca grudnia. Bez względu na to czy ruszamy na bolenie, grube szczupaki, czy nad wodę gdzie od 1993 roku nie widziano drapieżnika - adrenalina jest ta sama. Ostatnie godziny, minuty, sekundy i...
Wypływając 1 maja nad wodę byłem przygotowany jak nigdy. Zeszłoroczne otwarcie - o którym możecie przeczytać TUTAJ - pozwoliło mi wyciągnąc wiele wniosków i dać nadzieję na to, że ten rok będzie jeszcze lepszy.
Pierwszy policzek od Posejdona dostałem jednak już w momencie zetknęcia mojego przetwornika z taflą wody - 5,5 stopnia... Woda w wielkich zbiornikach nagrzewa się znacznie wolniej i im głebiej włożymy nasz termometr, tym niższą temperaturę pokaże. Natychmiast więc więdziałem - że to nie Maj - to koniec Grudnia i będzie bardzo, bardzo ciężko.
Ryby są zmiennocieplne - a to oznacza, że temperatura ich ciała zmienia się wraz ze zmianą temperatury wody. Zbyt ciepło = bardzo kiespskie brania. Zbyt zimno = spowolniony metabolizm i niska agresywność.
Stąd teoria o najlepszych okresach na drapieżniki - na początku sezonu kiedy zimna woda się nagrzewa i działa to na ryby jak kawa zalana RedBullem, oraz jesień - kiedy temperatura wody spada i ryby zaczynają odżywać po gotowaniu się w letniej zupie.
To oczywiście nie jedyna rzecz która sprawia, że są to najlepsze okresy - dochodzi do tego większe natlenienie wody, ilość pokarmu, gromadzenie się ryb wiosną do tarła, a jesienią w podróży na zimowiska.
To jednak właśnie od wskaźników termometrów zależy kiedy pojawi się pierwsza roślinność, kiedy rozpocznie się tarło, kiedy ryby włączają wielkie żarcie, a kiedy to żarcie się kończy.
Wiem, że wielu z Was już fantastycznie połowiło - i bardzo Wam tego gratuluję (zaciskając zęby z zadzrości :)) - ale wiem również, że wielu z Was mocno się podłamało kiepskim rozpoczęciem sezonu. Stąd właśnie ten artukuł i wiele monologów na moich filamch.
Bardzo często to tylko od Was zależy czy uda się złowić kolejną, piękną rybę czy nie. Od Waszych umiejętności, sprzętu, techniki, ale i uporu i cierpliwości. Natomiast są również i takie okresy, w których absolutnie nic nie jesteście w stanie poradzić na brak aktywności ryb. Czy to oznacza, że powinniście się poddać i spędzać całe dnie na oglądaniu YouTuba? Absolutnie NIE (Choć... wieczorami zapraszam na FWA :)).
Okresy z mniejszą aktywnością ryb możemy poświęcić na masę innych rzeczy - poznawanie łowiska, dopieszczanie zbrojeń, naukę prowadzenia przynęt etc.
Należy jednak pamiętać, że zazwyczaj im dłuższy i gorszy jest okres kiepskiego żerowania, tym większa szansa na spektakularne wyniki kiedy już te ryby się odpalą, a odpalą się na pewno... Waszym zadaniem jest być wtedy nad wodą, w pełni przygotowani i gotowi na prawdziwy dzień konia.
Ja nad wodę wracam już jutro i wraz ze wzrostem temperatur, wzrastają moje nadzieję, że do mojego ogromnego podbieraka, wpadnie równie ogromna ryba.
Tego życzę Wam i tego życzę również sobie :)
Dzięki wielkie za dzisiaj, połamania kija i do zobaczenia... w kolejnym odcinku F W A!