Lipiec był dla mnie bardzo intensywnym miesiącem. Sporo wyjazdów wędkarskich, przeplatająca się pomiędzy nimi praca oraz oczywiście zawody, na których nie mogło mnie zabraknąć.
Decyzję o udziale w pierwszych zawodach podjęłam naprawdę bardzo spontanicznie. Kilka dni przed rywalizacją zadzwoniłam do organizatora - całe szczęście okazało się, że właśnie zwolniły się 2 miejsca i od razu zostałam wpisana na listę.
Zawody zostały zorganizowane nad okoliczną wodą, gdzie do rywalizacji stanęło 18 zawodników, którzy mieli zaledwie, bądź aż 16 godzin na pokazanie swoich umiejętności. Niektórzy próbowali łowić ryby na spławik, inni na feedera, a jeszcze inni zarzucili karpiówki - ja znalazłam się oczywiście w tej ostatniej grupie.
Z jednej strony 16 godzin to dosyć długo, jednak patrząc na łowienie karpi było to naprawdę niedużo. Pogoda była bardzo zmienna - na początku było upalnie, a później pojawił się przelotny deszcz. Sporo osób dookoła zaczęło łowić ryby, a u mnie panowała totalna cisza. Chłopak łowiący obok miał 2 brania karpi, niestety oba okazy się spięły - a u mnie nadal trwała totalna cisza. Postanowiłam zupełnie zmienić taktykę - 100g ciężarki zmieniłam na niewielkie 56g, ponieważ w łowisku znajdowała się bardzo duża warstwa mułu.
Następnie za pomocą zdalnie sterowanej łódki z echosondą wywiozłam zestawy w dosyć oddalone miejsce, ponieważ większość osób próbowała łowić ryby blisko brzegu, tak więc uważałam, że większe okazy po prostu stąd uciekły.
Przygotowałam mieszankę kilku rozmiarów pelletu, pokruszonych kulek, niewielką ilość kukurydzy konserwowej, a całość zalałam słodkim liquidem. Kilka godzin po wywiezieniu na moich zestawach zameldował się pierwszy karp, który skusi się na pojedynczą, słodką, pływającą kulkę. Godzinę później sygnalizatory znowu dały o sobie znać, tym razem był to najcięższy, prawie 10kg karp.
W przeciągu kilku godzin na moich wędkach zameldowało się jeszcze kilka karpi, które brały z dwóch wytypowanych przez mnie miejsc. Za każdym razem wywożąc zestaw nie oszczędzałam na ilości zanęty i wsypywałam jej sporą ilość. Po pierwsze, wiedziałam, że bytują tam karpie w końcu brania były regularne, a po drugie pokaźna ilość drobnicy napewno nie przepływała obok niej obojętnie.
Ostatecznie udało mi się w ciągu 16 godzinnej rywalizacji złowić 31,26kg ryb, dzięki czemu udało mi się zająć I miejsce.
Oprócz tego, wśród złowionych przeze mnie ryb znalazła się także najdłuższa ryba zawodów - 81cm karp, a także zdobyłam puchar za łączną długość ryb. Zawody pokazały mi, że czasem warto zmienić diametralnie sposób łowienia.
Kilka dni później wzięłam udział w 3-dniowych zawodach organizowanych także na okolicznej wodzie. Ogromna woda, spora ilośc zawodników sprawiły, że nie było to wcale łatwe zadanie. Tym razem liczyły się 3 najdłuższe ryby. Niestety zamiast karpi łowiłam ogromne leszcze - fajna odskocznia od łowienia karpi, jednak jedna „zasiadka leszczowa” w zupełności m i wystarczy. Ten gatunek nie należy zdecydowanie do moich ulubionych ryb. Jednak złowienie kilku niemałych leszczy pozwoliło mi zająć II miejsce, które sprawiło mi wiele radości patrząc na trudność łowiska oraz ogromną ilość zawodników.
2 tygodnie później wzięłam udział w ostatnich zawodach, które były typowymi zawodami karpiowymi organizwanymi także nad okolicznym łowiskiem specjalnym PZW. Tym razem w rywalizacji wzięło udział łącznie 11 osób. Po rozłożeniu namiotów i sprzętu nadszedł czas na zarzucenie wędek. Łowiłam w najpłytszej części akwenu, w którym w ostatnim czasie poziom wody bardzo spadł. Zaledwie kilka godzin po zarzuceniu wędek zaczęły się meldować pierwsze ryby w głębszej części, a u mnie jak to bywa panowała grobowa cisza. Postanowiłam wstać o 5 rano i podobnie jak na pierwszych zawodach zmienić totalnie sposób łowienia, począwszy od zestawów kończąc na nęceniu. Tym razem sięgnęłam także po lżejsze ciężarki, oraz niewielkie pływające kulki. Zestawy zarzuciłam w wytypowane przeze mnie miejsce i zanęciłam dywanowo na bardzo dużym obszarze. Kilka minut później zameldował się pierwszy karpik, który jest jednym z najpiękniejszych jakiego udało mi się złowić w moim życiu.
Niedługo po nim kolejne dwa. Później do południa panowała totalna cisza, kiedy na moim zestawie zawitał urokliwy pełonołuski karpik. Niestety zaliczyłam także kilka spinek, czasem i mi się one trafiają. Wieczorem w końcu dołowiłam 2 karpie i do rana panowała totalna cisza, nie licząc jesiotra, który zawitał na moich wędkach w późnych godzinach wieczornych. Nad ranem dołowiłam kolejnego karpia.
Łowione przeze mnie okazy były malutkie, a największy okaz ważył zaledwie 4,35kg. Liczyła się łączna waga złowionych ryb, a mi udało się osiągnąć łączny wynik 24,7kg, dzięki czemu znalazłam się na I miejscu.
Moja kolekcja wędkarskich pucharów powiększyła się o 5 nowych, a ja byłam bardzo szczęśliwa, że moja technika i sposób łowienia okazały się skuteczne na zawodach. Ryby podczas wędkarskich rywalizacji zaczynają wariować - do wody lecą ogromne ilości zanęt, co jest dla nich bardzo nienaturalne w szczególności na średniej wielkości wodach. Niemniej jednak zachęcam was bardzo do brania udziału w zawodach, możecie na nich sprawdzić swoje umiejętności, a kto wie może i wy wrócicie do domu z pucharami.