Warto wyskoczyć nad wodę choć na kilka godzin.
Zasiadki karpiowe zazwyczaj kojarzą się z kilkudniowymi wyjazdami pod namiot nad wodę bądź szybkimi nockami pomiędzy pracą.
Ja niestety w ciągu roku akademickiego jestem bardzo ograniczona czasowo i muszę się cieszyć z kilkugodzinnych pobytów nad wodą. Czy warto? Oczywiście, że tak!
W miarę możliwości staram się wędkować w tygodniu po zajęciach jak tylko jest to możliwe. Ostatnio pogoda dopisuje i pomiędzy egzaminami spędzam czas nad okolicznymi jeziorkami. Dobra organizacja, wytypowanie miejsca i nęcenie to klucz do sukcesu – nawet i w ciągu zaledwie paru godzin.
Co zrobić, aby mieć jak największe szanse na złowienie cyprinusa?
Znalezienie miejsca.
Znalezienie dobrego miejsca to tak naprawdę większa część sukcesu. Przed przystąpieniem do łowienia dokładnie sonduje wybraną wodę za pomocą mojej echosondy. Szukam takich miejsc, które charakteryzują się dużą różnorodnością, czyli mogę tam wyróżnić zarówno głębsze jak i płytsze miejsca, z roślinnością jak i bez niej itd. Po ich znalezieniu zaznaczam je sobie na mojej echosondzie, dzięki czemu zawsze wędkuję w tym samym miejscu.
Nęcenie.
Na początek staram się zwabić karpie we wcześniej zaznaczone miejsca, a następnie muszę je utrzymać w obrębie tego miejsca. Staram się nęcić co kilka dni. Na początek stawiam na nęcenie dywanowe – czyli na dużym obszarze. W kolejnym kroku przechodzę do nęcenia punktowego tylko tych zaznaczonych miejsc z wykorzystaniem mojej łódki zdalnie sterowanej. Przyznam szczerze, że te niewielkie łódeczki przeniosły wędkarstwo karpiowe na kilka poziomów wyżej, dzięki nim nęcenie jest bardzo szybkie, a zarazem dokładne, ponieważ możemy wywieźć smakołyki za każdym razem w dokładnie to samo miejsce. Bez zbędnych obaw, czy oby na pewno nęcimy tam, gdzie powinniśmy. Pamiętajmy o tym, aby miejsce regularnie donęcać, tak aby nasze karpie je odwiedzały.
Łowienie.
Po nęceniu i znalezieniu miejsca przychodzi czas na to najlepsze, czyli łowienie ryb. Nieprawdą jest, że karpiarze zabierają ze sobą tony sprzętu nad wodę. W dzisiejszych czasach minimalizm jest naprawdę bardzo popularny. Jesteśmy w stanie zmieścić większość ekwipunku w plecaku. Ja do niego chowam boxa z akcesoriami – igłami, plecionkami, krętlikami, haczykami, stoperami itd., oprócz boxa mam tam kilka paczek z kulkami zarówno przynętowymi jak i zanętowymi, wagę, kruszarkę, worki PVA, ubrania, pokrowiec z podpórkami i sygnalizatorami, a nawet cieplejszą bluzę na wieczory. Zabieram ze sobą pokrowiec z wędkami, w którym mieszczę oczywiście wędki, jak także podbierak i worek do ważenia i przetrzymywania karpi. Nie zapomnijmy o macie – to bezwzględny element wyposażenia. Posiadam kilka mat, jednak na kilkugodzinne wypady zabieram zwykłą, niewielką matę, którą zwijam w rulon i przypominam do plecaka. Zabieram ze sobą także puste wiaderko – kiedy ryby nie biorą mogę na nim posiedzieć, a kiedy już coś złowię napełniam je wodą i polewam moje zdobycze. Pamiętajmy, że bezpieczeństwo ryb powinniśmy stawiać na pierwszy miejscu – w szczególności teraz, kiedy temperatura jest naprawdę bardzo wysoka.
Tak więc, jeśli narzekacie na brak czasu tak samo jak ja nie jest to wymówką. Przy dobrym zaplanowaniu i organizacji możemy łowić piękne karpie. Spójrzcie tylko na zdjęcia ryb, które tu zamieściłam. Wszystkie z nich zostały złowione w ciągu kilku godzin po zajęciach na uczelni.
Warto? Oczywiście, że warto!