Jak co roku wczesną wiosną wybrałem się nad moje ulubione dzikie jezioro. Wybieram to miejsce z tego powodu, że bardzo szybko mogę się znaleźć na moim stanowisku natomiast druga sprawa to, że czuję ogromny sentyment do tego miejsca. Prawie nad samym łowiskiem posiadam domek letniskowy dlatego zdecydowałem, że wyśpię się a łowić będę tylko w dzień. Wiedziałem, że będzie trudno przechytrzyć ryby na dosyć dużej wodzie z małą populacją naszych ukochanych karpi ale pomimo to nie mogłem już wysiedzieć w domu ucząc się do matury 😕😁
Muszę powiedzieć, że pogoda była wyjątkowo piękna. Przez cały tydzień temperatura utrzymywała się w granicach 10- 12 stopni. Wiedziałem że to dobry znak kiedy pogoda jest stabilna. Napawało mnie to dobrymi myślami a co wiecej w piątek termometr wskazał 18 stopni. Dlatego jeszcze przed rozpoczęciem łowienia wiedziałem że różne rzeczy mogą się wydarzyć.🤫
A więc zacznijmy od początku...
Przyjechałem na stanowisko o godzinie 16 w piątek. Założyłem wodery, przygotowałem prosty zestaw do badania dna i zacząłem szukać potencjalnych miejscówek. Udalo mi się znaleźć dwa miejsca. Pierwsze to rozległe trzcinowiso. Głębokość wody wynosila tam 1,6 metra. Na dnie znajdowało się bardzo dużo obumarłych roślin i patyków. Druga miejscówka to mała zatoczka w trzcinach. Tam było zdecydowanie czyściej pod względem potencjalnych zaczepów. Głębokość była taka sama jak w przypadku pierwszej miejscówki. Ważnym aspektem wyboru miejsc gdzie położę moje zestawy była pogoda i jak padało słońce. Następnego dnia miało być również ciepło i słonecznie. Spodziewałem się że karpie powinny szukać pokarmu na płytszych partiach wody. Dlatego też wybrałem miejsca tak aby słońce nagrzewało je jak najdłużej. Zadowolony delikatnie zaneciłem kukurydzą, pelletem i wróciłem do domu. Użyłem tutaj zwykłej kukurydzy konserwowej. Do wody poleciało mniej niż połowa puszki a drugie miejsce obsypalem palletem halubutowym.
Budzik nastawiłem na 4 rano. Zjadłem szybkie śniadanko, wsiadłem na rower i za 20 minut byłem na miejscu.
Używałem dwóch krótkich chodów od Kordy a na włosie miałem założone kulki o zapachu citruz i scopex-squid od Nasha. Zarzuciłem wędki, rozłożyłem namiot i czekałem na branie.
Wychodząc co raz z namiotu widziałem tylko ryby które buszowały wśród trzcin i robią zamieszanie w wodzie. Ponad to odwiedziły mnie sarny i nieźle przestaszyły swoim ,,szczekaniem,, Zaraz potem stało się to na co czekałem cała zimę😱. O 9 rozległ się donośny dźwięk na centralce. Szybko wyskoczyłem z z namiotu, założyłem wodery i podbiegłem do wędki. Zaciąłem i od razu wskoczyłem do wody ponieważ brzeg porastał trzciną która mogła utrudnić podebranie ryby. Mój przeciwnik nie walczył spektakularnie ale widziałem że nie jest z pierwszej łapanki. Karp wskoczył do podbieraka, wyciągnąłem go na brzeg położyłem na matę, odchaczylem i szybko zrobiłem sesje zdjęciową. Rybka ważyła w granicach 12 kilo a wypadało by nadmienić że moje PB to 13,10 więc czułem że jest blisko pobicia rekordu. Karpia wypuściłem, popłynął radośnie do swojego środowiska a mi został ogromny uśmiech.
Niestety do końca dnia nic więcej nie złowiłem. W niedzielę nie było wcale lepiej. Nastąpiło ochłodzenie a w nocy padało. Podobnie było z rana. Przywitał mnie chłodny deszcz i wiatr. Pogodziłem się z porażka tego dnia ale i tak wróciłem do domu zadowolony i szczelisliwy. Bardzo pomogło mi to się zresetować i odpocząć a razem z karpiem popłynęły w niepamięć moje problemy i nerwy😄
Do zobaczenia nad wodą,
Wiktor