Wrócić po swoje...
Nie wiem jak Wy, ale ja nie za bardzo lubię wracać w miejsca, które nie są dla mnie "atrakcyjnie wędkarsko". Dzieję się tak za sprawą presji, która jest tak duża, że odechciewa mi się dosłownie łowić. Nie inaczej było tym razem, z jednym wyjątkiem.
Pechowa 11
Do przyjazdu namówił mnie mój dobry ziomo "Bogu", który postanowił okupywać to łowisko do bólu. Zaczęliśmy od zatoki, gdzie ryby w teorii powinny sie grupać. Po dwóch dobach nie mieliśmy żadnego kontaktu, mało tego, nie widzieliśmy nawet jednego spławu.
Wszystko albo nic!
Postanowiliśmy przeczekać weekend i po szybkim obchodzie sprawdziliśmy gdzie kto łowi i kiedy się zwija. Szybka decyzja i zmieniamy stanowisko na ostatnią dobę, która okazała się za krótka... Mimo to walczymy. Wywozimy wędki w okolicę wyspy i oddalamy się od miejsc w których łowili nasi poprzednicy. Dlaczego? NIe chcemy łowić w mocno zasypanych miejscówkach, stąd stanowcze podejście do zmiany miejsc i samego sypania. Na starcie lądujemy małego amurka u Bogusia, który bardzo chciał złowić tę rybę i polował na nią od dawna. Kilka garści kukurydzy i mała żółta przynęta załatwiła sprawę. Polujemy dalej! Pierwszego wiedzoru wiele się dzieje i doławiamy kolejne ryby. Powrót po latach na tej wodzie zaczyna być obiecujący! Łowimy w miejscach ciężko dostępnych z rzutu, ponieważ obstawiamy ranty najmniejszych spadów, które są ciężkie do namierzenia. Jednak dzięki Vikingowi dajemy radę i punktujemy. Ryby coraz większe, hole coraz cięższe!
To jedno branie
Na jednym z moich zestawów leci totalny klasyczek. Mała przynęta podniesiona orzechem tygrysim o mocnym "Chillowym" aromacie. Zestaw z małym haczykiem uwiązany na typowym SLIP D. Nie sypiemy dużo na zestaw, przyjechaliśmy tu łowić nie karmić. Najprawdopodobniej to uratowało nas przed porażką i pozwoliło złowić kilka fajnych ryb, w tym tego jednego rodzynka. Branie delikatne po chwili majestatyczne, jak przy dużych rybach. Co prawda hiol z pocztku nie zapowiadał tego co później znalazło się w naszym podbieraku. Mimo wszystko przeszkoda w postaci potężnego wypłycenia przed naszym stanowiskiem, sprawiło troche kłopotów. Po chwili przeciągania udało się rybę przeciągnąć i wtedy już wiedzieliśmy, że za wiele nie może się wydarzyć. Po około 10minutach lądujemy rybę w podbieraku i anszym oczom ukazuje się potężny golasdo-kolos! Kawał rybska z samego poranka to jest to! Lepsze niż kawa!
Wróciliśmy po swoje!
Szybkie foty i puszczamy rybę do swojego królestwa. Spokój i opanowanie, oraz trafna decyzja o nie poddaniu się sprawiły, że mogliśmy odhaczyć Nekielkę jako łowisko, które udało nam się zdobyć po wielu latach. Teraz tak serio :) Nigdy w życiu nie traktowałem ryb czy samych łowisk jako cele czy wyzwania. Dla nas jest to piękna przygoda i klimat, który kochamy. Mimo wszystko fajnie jest od czasu do czasu coś złapać. Dlatego i Wam życzę wielu wspaniałych chwil nad wodą. Zarówno z wygranymi jak i porażkami. Z tym, że te drugie uczą nas "chyba" ciut więcej ;) Widzimy się na karpiowym szlaku.
Adrian