Witam wszystkich. Mam na imię Paweł i dziś opowiem Wam historię "Jak to Paweł zaczął wędkować". W dzieciństwie, mój kontakt z rybami był tylko w okresie świątecznym, przed wigilią, gdy to karp pływał jeszcze w wannie. Pierwsze kroki w wędkarstwie stawiałem w sierpniu 2020 roku. Był letni piękny dzień, więc wraz z żoną i dziećmi ruszyliśmy na wycieczkę w okolice Krakowa. Po drodze wypatrzyliśmy fajne, urokliwe miejsce nad wodą, gdzie postanowiliśmy odpocząć. Chodząc przy brzegu, widzieliśmy pełno ryb - mniejszych i większych. Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby jakąś złowić. Szybka akcja, OLX i już byłem w posiadaniu swojej pierwszej wędki - spinningowej. W między czasie dotarł do Nas szwagier Michał. Wspólnymi siłami i z pomocą YouTube, udało się nawinąć żyłkę na kołowrotek i zawiązać blaszkę. Pierwsze rzuty i mam - pierwszy mały okoń, który mierzył jakieś 9 cm. Pamiętam, że trzymając go w dłoniach cieszyłem się jak dziecko. Tego dnia każdy z Nas miał szczęście. Radość Naszych dzieci trzymających ich pierwsze złowione ryby, była nie do opisania. Może właśnie dzięki temu złapaliśmy wspólną zajawkę? Mimo prób rok 2020 zakończyliśmy z małymi okoniami na koncie, jednak to Nas nie zniechęciło.
Zima minęła na nauce wędkarstwa. Przeglądając różne strony natrafiłem na metodę łowienia na grunt. Postanowiłem spróbować. Skompletowałem najpotrzebniejszy sprzęt i wiosną byłem już gotowy na nowe wyzwanie. Rok 2021 rozpoczęliśmy na łowisku Wieniec w Gdowie. Łowisko samo w sobie małe, lecz ma swój urok. Po rozłożeniu garstki sprzętu, wędki wylądowały w wodzie. Siedzieliśmy jak na szpilkach (tym bardziej, że tuż obok Nas cały czas były brania). W końcu jest! Doczekałem się swojego pierwszego w życiu karpia. Miał 2kg, a cieszył jakby miał 10 kg. Właśnie dzięki niemu, utwierdziłem się, że to jest to. To jest moja pasja. Tego dnia niestety nie udało się nic więcej złowić. Może za bardzo chciałem, a jednak wędkarstwo wymaga opanowania i spokoju. Lecz nic straconego, dzieciaki wybawiły się na wielu atrakcjach jakie są dostępne na łowisku i ruszyliśmy Naszą czwórką do domu, po drodze planując już kolejny wyjazd. Tym razem padło na Kuter Port. Pełni pozytywnej energii i gotowi do boju rozłożyliśmy sprzęt. Raz, dwa i już wędki w wodzie. To co zaczęło się dziać później przerosło Nasze oczekiwania. Mając tylko dwie wędki ledwo nadążałem. Gdy wyciągałem jedną rybę, dzwonił dzwonek zaczepiony na drugiej wędce. I tak przez kolejne 6 godzin. Ile przy tym było radości. Łącznie w przeciągu tych kilku godzin udało się złowić 25 karpi. Pewnie dlatego mam sentyment do tego miejsca, lubię do niego wracać. Będąc zawsze wspominam ten wyjazd, dał mi on dużo pozytywnych emocji oraz dodał zapału do wędkowania.
Dzięki tym kilku wyjazdom zrozumiałem że wędkarstwo jest tym czego szukałem. Odkryłem w sobie nową pasję, którą pielęgnuje do dziś.